Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągnęła ręce po twarzy i z uśmiechem radości rzuciła się w jej objęcia.
W uśmiechu tym jednak uderzyło panią G. coś niezwyczajnego, przykrego. Zdawało się, jakby śmiech ten był gamą jęków, gwałtownie napisanych na wesołą nutę. Nic jednak nie rzekła zrazu, tylko zamieniwszy z córką kilka potocznych wyrazów, siadła obok niej i pociągając ją ku sobie, zapytała cicho, na ucho prawie:
— Kamilko, o czem myślałaś gdym przyszła?
Purpurowy rumieniec oblał twarz. Kamili, ale zniknął niezmiernie szybko.
— Ah, moja mateczko, — odrzekła z zupełną swobodą, — wstyd mi jest nawet przyznać się przed tobą nad czem się tak głęboko i smutnie zamyśliłam!
— Cóżby to być mogło? — pytała matka, przenikliwie patrząc na nią.
— Wystaw sobie mateczko, że czytając przed chwilą o tem nielitościwem zamordowaniu księcia Gwizjusza, o mało się nie rozpłakałam, ale żałując moich pięknych oczów, powstrzymałam się, zaczęłam tylko medytować nad okrucieństwem ludzkiem.
To mówiąc, zaśmiała się i ukazała leżącą na stole książkę opisującą w istocie jakiś krwawy i morderczy epizod z dziejów francuskich.
— Zbyt poddajesz się wrażliwości, moja droga, — rzekła pani G., niedowierzająco jeszcze patrząc na córkę, — nie sądziłam, abyś tak żywo przejmować się mogła rzeczami, które działy się tak daleko od nas i tak dawno.
— O widzisz moja matko, już to taka moja natura! Możesz sobie wyobrazić, coby się działo ze mną, gdybym sama doświadczała jakich wstrząśnień w życiu, jeśli tak głęboko odczuwam nieszczęścia tego biedaka Gwizjusza, który