Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wełnianej sukni, białym czepku i niebieskich okularach. Na kolanach jej leżało płótno, które z zajęciem zszywała.
— Proszę pani! — zawołała Kazia wbiegając z zaczerwienioną i wzruszoną twarzą, — jakiś pan przyjechał i pyta, czy go pani nie przyjmie?
— Jakiś pan? do mnie? to być nie może, — rzekła pani G. podnosząc głowę. — To jakaś omyłka.
— Ale nie, proszę pani. Ten pan najwyraźniej mówił, abym zapytała panią G., czy zechce go przyjąć, be chce jej złożyć swoje uszanowanie.
— I nie pytałaś go o nazwisko?
— Nie pani, ale sam powiedział, że się nazywa Graba, powiedział i imię, ale już nie pamiętam.
— Graba... Graba, — mówiła pani G. do siebie, — ktoś mi mówił o kimś, co się tak nazywa. Czy nie Kamilka? a tak, ona mówiła coś o jakimś Grabie, już nie pamiętam co. Ha, może jaki interes? ale, jakiżby? W każdym razie nie mam powodu nie przyjąć go?
— Takim pięknym koczem przyjechał, — zaczęła Kazia.
— Potem mi to opowiesz, a teraz idź proś tego pana aby wszedł.
Kazia wyszła, a pani G. położyła robotę swoją obok siebie, poprawiła okulary i czekała patrząc na drzwi. Czekała niespodziewanego przybysza z taką miną, i postawą, z jaką niegdyś czekać musiała licznych gości wjeżdżających do bogatego domu jej męża. W bawialnym jej pokoiku skromnie było, ale niezmiernie czysto, ubranie jej ubogie nosiło też piętno porządku i elegancji. Cała osoba i wszystko, co ją otaczało mimo mierności graniczącej z ubóstwem, wyraźnie mówiło, że była niegdyś wielką panią.
Upłynęło parę sekund od wyścia Kazi; otworzyły się drzwi i stanął w nich pan Graba z kapeluszem w ręku.