Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wystarczająca już potrzebom dorastających dziewczynek nauczycielka, usunąć się musiała, a matka Elizy wyszła za mąż powtórnie, za p. Widackiego.
Pierwszą zmianę opłakiwała 7-letnia uczennica przez trzy dni gorącemi, rzewnemi łzami. Klemunia, zasmucona tem także, ale starsza, pocieszała siostrę, mówiąc, że gdy dorosną, obie, sprowadzą do siebie pannę Michalinę i nigdy się już z nią nie rozstaną. Wiedziały już wtedy doskonale, że są dziedziczkami Milkowszczyzny i że zaraz po dorośnięciu dom własny mieć będą. Wspominały ją dość długo i nawet płakiwały po niej, dopóki ważny wypadek domowy nie pochłonął całkiem ich uwagi i wyobraźni. Wypadkiem tym było wyjście matki za mąż. Konstanty Widacki, posiadacz majątku Janopol w powiecie Kobryńskim, był częstym gościem w Milkowszczyźnie. Dziewczynki słyszały wprawdzie, że jest to narzeczony ich matki, ale mało je to zajmowało. Ucieszyły się tem, że babunia, która dotąd mieszkała i gospodarowała w swojej Michałówce, przeniosła się do Milkowszczyzny i miała się zająć ich „hodowaniem.” Babcia też w któryś dzień listopadowy w r. 1849, w swojej wiecznie czarnej sukni i białym czepeczku, przyprowadziła obie dziewczynki, ustrojone w białe suknie i wstążki, do salonu, w którym zebrało się osób ze 20, a w którym ujrzały matkę swoją w ubierze ślubnym. Wtedy Widacki, człowiek młody, przystojny i elegancki, ofiarował każdej z nich broszę złotą z drogiemi kamyczkami, które przyjęły dygając; matka ucałowała je serdecznie, goście całowali i ściskali także, aż wreszcie babunia wyprowadziła je z sali, do której wróciły znowu, gdy przyjechano od ślubu. Dziewczynki nie smuciły się tą zmianą: owszem, na weselu tem, cichem zresztą, bez muzyki i tańców, bawiły się wybornie, jadły masę cukierków, słyszały mnóstwo komplimentów. Jeden szczegół zapisał się żywo w pamięci Elizy. Stała ona przy matce, słuchając rozmowy, jaką taż prowadziła z panią Sweczyn, z domu Biszpinżanką, sławną podówczas bogaczką i dziwaczką, starą bardzo, otyłą, w ogromnie dekoltowanej sukni z liliowej mory, z kwiatami przy włosach i staniku. Mówiąc, mieszała w każdem zdaniu słowa polskie i francuzkie. Ta makaroniczna jej mowa ogromnie bawiła Elizę i rozśmieszała ją tak dalece, że, poczuwszy, iż nie wytrzyma i śmiechem parsknie — uciekła. Zimę przepędzono w Grodnie. Na wiosnę r. 1850 była Eliza poraz pierwszy w Wilnie, dokąd wraz z babką pojechały w celu wystarania się o nową nauczycielkę. Wróciły w towarzystwie pani Augustowskiej, kobiety niemłodej, noszącej się wyniośle, ubierającej się strojnie, oschłej, dość despotycznej, ale mającej świetne rekomendacye nauczycielskie i tak materyalnie jak moralnie wysoko się noszącej. Bardzo biegłą była we francuzczyźnie, muzyce i innych naukach, ale co do charakteru, nie umiała przywiązać do siebie serc młodych. Zresztą Klemunia, coraz słabsza i częściej chorująca, uczyła się coraz mniej; Eliza prawie ciągle sama już tylko zasiadała do lekcyi, sama biegała i sama uprawiał ogródek przy pomocy kilku wyłącznie do tego przeznaczonych dziewcząt wiejskich. Klemuni czytywała już tylko czy to w poko-