Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wzruszyła ramionami, ale z wyrazu zakłopotania, który twarz jéj okrył, odgadłam, że wié, dobrze wié. Opowiedziałam, gdziem spotkała malca, o pustéj drodze i nadjeżdżających wozach. Przeląkł się.
— Oj Bożeż mój! — zawołała — ot i przypadek zdarzyć się mógł! Czy to trudno o nieszczęście.
Z głośném cmoknięciem malca w głowę pocałowała i wnet gniewnym głosem zaczęła znowu:
— Czego ty tam szedł, chwaroba! licho cię tam niosło!
— Jak mu na imię?
— Franciś.
— Trzy lata miéć musi?
— Na Pokrowy mu będzie trzy i dwanaście niedziel...
— Ładny chłopczyk, takie ma śliczne błękitne oczy!
Zaśmiała się szeroko, z zadowoleniem, malca po plecach dłonią poklepała i na mnie przyjaźniejsze spojrzenie rzuciła.
— Ładnieńki sobie i rozumnieńki... Nie żart jaki rozumny... wszystko już rozumié...
— A dla czegóż dziś tak przeląkł się?
— Ot, widzicie, dzied straszy...
— Jaki dzied?
— A mego, znaczy, ojciec... nie żart jaki stary. Robić już nie może, to tyle jego pomocy w chacie