Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy ja z tym drugim żyję? czy ja go widzę kiedy? Czy ja jego żonkę i dzieci znam? Pięć lat już nie przyjeżdżał... na wielkanoc ostatni raz pisał, świąt winszował, chustkę na szyję i funt tytoniu w prezencie przysłał... „dobrze mnie powodzi się, ojcze, pisał, do domu nie powrócę i sam orać nie będę, bo już-bym i nie potrafił.“ Ot jak! Niech jemu tam Bóg Najwyższy we wszystkiém błogosławi, ale on nie mój... tamten był mój...
Pobłogosławiwszy syna, którego przed chwilą ciężko w myśli skrzywdził, uspokoił się i ciszéj, w ziemię patrząc, dokończył.
— Cóż robić? Umarli z grobów nie powstają! Cierpiéć trzeba... Cierpliwość w niebo wwodzi...
Spojrzał na chmurne niebo.
— Bóg wysoko... — wyszeptał, a wzniesiony wzrok jego nabierał coraz więcéj zdziwionego, pytającogo wyrazu. Ramionami powoli wrzuszając, bardzo cicho, chmur zapytywał:
— Za co? na co? dla jakiéj przyczyny?
Potém, jakby nagłe coś sobie przypomniał, na mnie spojrzenie zwrócił i zapytał:
— Niechaj pani będzie łaskawa mnie powiedzieć, w któréj to stronie znajduje się ta... Turcya? Ukazałam mu południowy, ku wschodowi zbliżony punkt widnokręgu. Domyślałam się, o co mu chodzi. Chciał wiedziéć dokładnie, w którą stronę za zniknionym synem oczy ma obracać. Może tam na