Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem łańcuchów, długim sznurém sprzężonych koni, zbrojnych pocztów i rozpłomienionych armat, wyciągnęła się opuszczająca miasto artylerya.
Jak żelazna pokrywa przytłumia szum gotującego się w kotle kipiątku, tak przesuwający się ulicą widok i huk, stłumił uliczną wrzawę. Przechodnie ścianą na ulicach stanęli. Była to ściana, oczyma ciekawemi i wzruszonemi natykana. Świadomie lub nieświadomie wszyscy czuli, że oglądają rzecz która na globie ziemskim, jak rylec na wózku, wyciska rysunki dziejów. Wszyscy téż wiedzieli, że ta rzecz ogromna kulami i ludźmi wyładowana, kieruje się w daleką, południowo-wschodnią stronę, w któréj teraz właśnie toczy się wojna.
Nagle, wzrok mój pochwyciła i do siebie przykuła twarz jednego z jeźdźców, nie tych, którzy pocztami armaty oskrzydlali, ale tych, którzy je wieźli. Ktoś znajomy! ale kto? Jak młody dąb silny, wysmukły i zgrabny, plecy, pod czarnym, żołnierskim, mundurem wyprostowane i gładkie, zarys ust zamyślony...
Tak, poznałam go; był to Kazio z nadświsłockiéj okolicy, chłopak z domku pod wiązem i z pod kwitnącéj jabłoni... Jak przykuty, jak kamienny na jednym z dwu czarnych koni siedział; przed nim inny człowiek w takiém samém ubraniu kierował parą drugą; a za nim, na zielonych kołach sunęła armata.