Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na ulicy panowały ścisk, huk, tłumliwość taka, jakoby gęszcz leśna i nieprzenikniona. Obłoków prawie nie było widać, bo dmący od czasu do czasu wiatr upalny i suchy, z pod kół powozów, z pod stóp przechodniów podnosił gęstą kurzawę i żółtym tumanem zawieszał ją w powietrzu, lub skłębionemi słupy podnosił ku niebu, Wystawy sklepów za spuszczonemi firankami i roziskrzonemi szybami okien drzemały, ludzie z twarzy zmęczonych pot ocierali i ścigali się, popychali, śpieszyli, śpieszyli do cienia i ochłody mieszkań, biór, sklepów, warsztatów.
W tém, pomiędzy liczne odgłosy, które o wczesnéj lecz już bardzo upalnéj godzinie napełniały miasto, wmieszał się odgłos zupełnie do wszystkich innych niepodobny, a przez każdego od razu usłyszany. Był to odgłos turkotu, do wszystkich innych turkotów niepodobnego, a przeciągającego się nieustannie, monotonnie i w miarę przybliżania się rosnącego w prawie ogłuszającą siłę. Na tle zwykłéj wrzawy ulicznéj, rozlegało się to nakształt nieskończenie przedłużanego huczenia basu, wśród cienkich i drobnych nut wiolinowych. Obracania się kół, w huczeniu tém słychać nie było, tylko w ponurą jego basowość wpadały czasem do klekotu podobne uderzenia o bruk kopyt końskich, lub metaliczne brzęki łańcuchów. Nikt jeszcze nie wiedział zkąd huczenie to pochodziło, a jednak mnóztwo ludzi