Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Drobiazgi 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodych gałązek drzewa. Kiedy ścieżką pod płotkiem biegnącą, a potém pasem murawy, przez koła zbrużdżonym i sad przerzynającym, zbliżałam się ku niemu, na pozdrowienie moje odpowiedział grzeczném pozdrowieniem i lekkiém podniesieniem nad głową czapki, którą wnet przecież osłonił znowu siwiejące swe włosy i czoło poprzecznemi zmarszczkami zorane. Widok osoby obcéj i nieznanéj nie zmieszal go, nie uradował, ani przykrości mu żadnéj nie sprawił.
Wśród tych płotków, które z zagrody jego czyniły osobne królestwo, pod tém wysokiém drzewem, ręką któregoś z pradziadów zasadzoném, był uprzejmym, ale zupełnie spokojnym. Siwe jego źrenice czyste i błyszczące, z trochą tylko ciekawości przesunęły się po mojéj twarzy, poczém, zaraz gościnnie wskazał spory płaski kamień, tuż przy chropowatéj ścianie domku leżący:
— Proszę usiąść i spocząć — zaprosił.
Fajkę, z któréj popiół wytrząsł, do kieszeni kapoty schował; stopą zadeptał kilka na trawę upadłych iskier. Potém ręce poniżéj piersi złożył i wtedy dopiéro, na tle ciemno-brunatnéj kapoty ku sobie zbliżone, przykuć one musiały do siebie wzrok i uwagę patrzącego, bo wyglądały daleko mniéj na zwykłe ręce ludzkie, niż na symbol lub hjeroglif. Wyglądały one na symbol czegoś potężnego i niezmordowanego, a jednak dziwnie sté-