Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gringolons!... bah! il est temps! Świat stary! Dzieci starego ojca rodzą się z rakiem we wnętrznościach!
Kranicki, słuchając, myślał:
«Po co to, zdaje się, degrengolować i dostawać raka, kiedy się ma młodość i majątek?»
Ale nie sprzeczał się. Marysia żal mu było. Patrzał na niego z wyrazem oczu, podobnym do tego, z jakim przywiązane piastunki spoglądają na niemowlęta chore, lub rozkapryszone.
Przy śniadaniu, piękna twarz Maryana, pożółkła i nieruchoma, jak woskowa maska uwypuklała się na tle wysokiej poręczy krzesła. Milczał, jak kamień. Apetytu nie miał. Zjadł tylko trochę kawioru i zaczął pochłaniać nieskończoną liczbę filiżanek czarnej kawy, którą sam baron Emil, według jakiegoś przepisu osobliwego, przyrządzał i nalewał. Baron pił wino kieliszek po kieliszku, a zresztą daleko więcej poziewał, niż jadł. Kranickiemu za to apetyt dopisywał. Po kilku tygodniach chudej kuchni Klemensowej, zmiatał jaja, kotlety, sery, aż oczy mu rozbłysły. Gastronomia była zawsze jego słabą stroną; dawni znajomi dodawali: i kobiety. Pił za to niewiele i w karty nie grywał nigdy. Pomimo dużego jedzenia, nie zapominał o obowiązkach miłego gościa. Podtrzymywał roz-