Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 210.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siadając przed organem, przez ramię rzucił:
— Ze śniadaniem poczekamy na Maryana.
— A ona? — z głębi szerokich i wysokich poręczy zapytał Kranicki.
Baron odpowiedział:
— Dokończy toalety i pójdzie sobie precz.
Poczem grać zaczął Fugę Bacha. Grał, a Kranicki, zanurzony w katedrze, słuchał i stawało się mu coraz smutniej, smutniej. W dniach ostatnich postarzał widocznie, zmizerniał, na czole przybyło mu zmarszczek, postawie ubyło pewności siebie i sprężystości. Wyglądał na człowieka dotkniętego ciosem ciężkim. Ale był jak zawsze starannie ubrany, otaczała go woń perfumy i kolorowa chusteczka ukazywała się z kieszeni surduta. Przy muzyce barona stawało mu się coraz smutniej. Od tej muzyki, w mieszkaniu czyniło się też coraz bardziej jak w kościele. Święte postacie na parawanie, pod złotemi gloryami, zdawały się zatapiać w żarliwej modlitwie. Tryumf Śmierci skrzydła nietoperzowe rozpościerał na tle spłowiałych barw pokoju; w powietrzu, organ z ciszą śpiewały duet majestatyczny. Kranicki z wielką mocą zaczął doświadczać nastroju. Plecy jego przygarbiły się, machinalnie dobył z kieszeni złotą papierośnicę i okręcając ją w palcach, myślał: