Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącej, a Maryan, gestem zapraszającym, wskazał je słynnej artystce.
Teraz, stojąca wśród peronu gromada ludzi domyśliła się wszystkiego i wpadła w zachwyt. Fantazya, która zdobyła się na ten pomysł i wyrzuciła dla niego wielką garść pieniędzy, uderzyła wyobraźnię, obudziła sympatyę dusz miernych dla złota i postępków dziwacznych, bez względu na ich cel i wartość. Po peronie rozległ się suchy oklask kilkudziesięciu par dłoni, a wkrótce potem lokomotywa raz jeszcze gwizdnęła, i mały pociąg nadzwyczajny posunął w przestrzeń, o pięć minut tylko od wielkiego i zwyczajnego oddalony.
Aloizy Darwid stanął u drzwi dworca, skąd mógł widzieć syna, który powolnym krokiem przebywał część peronu. A patrzał na niego z ciekawością niespokojną, bo zadziwiło go w Maryanie coś niespodziewanego. Wbrew temu, czego spodziewać się było można i co zdawało się naturalnem, w wyrazie twarzy i ruchach Maryana nie było ani uciechy młodzieńczej z dokonanego postępku, ani żalu nad odjazdem kobiety, dla której go dokonał. Kiedy przed chwilą ozwał się był na peronie oklask, obejrzał się i rzucił na klaszczącą gromadę ludzi spojrzenie przelotne, tak obojętne, jakby to był przedmiot, po-