Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odjeżdżając, zostawił mię przy niej jako doradcę, opiekuna, poniekąd nawet protektora, tak, pro-tek-to-ra... Parweniusz! głupiec! Taki mądry, a taki głupi, cha, cha, cha!
Śmiech szyderczy, mściwy, twarz mu wykrzywił, czerwone pręgi nad brwiami rozszerzyły się aż do połowy czoła, ściągniętego w grube fałdy.
— Nie irytuj się, Tulek, nie irytuj się... zachorujesz — perswadować zaczęła Klamensowa, ale on, raz zwierzenia rozpocząwszy, mówił dalej:
— Rok przecież, czy więcej, nic pomiędzy nami nie było. Byliśmy przyjaciółmi, ale trzymała mię w oddaleniu, walczyła... Matka wiesz, czy miałem szczęście do kobiet...
— A miałeś, na wieczne zgubienie swoje, miałeś! — sarknęła kobieta.
— Od młodości miałem dar pięknego czytania, któremu wiele zawdzięczam...
— Oj zawdzięczasz! Co zawdzięczasz? Obrazę boską, zmarnowanie się... — znowu do kłótni porwała się Klemensowa, ale on nie zważając na to, mówił dalej:
— Raz czuła się słabą, po silnej migrenie, wieczór był późny, wielkie mieszkanie puste i ciemne, dzieci spały... Otaczałem ją stara-