Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tron jadę. Lili powiem, że zostałeś na noc u chorego przyjaciela, aby go pielęgnować.
Słowa te wydały się im obu tak zabawnemi, że z dwu stron drzwi zamkniętych jednogłośnie się zaśmieli.
Bon! — zawołał baron — zrobisz mi sławę dobrego chrześcijanina. Jak Brandeburczyk tylko Boga, lękam się tylko śmieszności i jadę z tobą.
W kilka minut potem dwóch przyjaciół nie było już w mieszkaniu Kranickiego, który siedział znowu na szezlongu i zgarbiony, z głową pochyloną, okręcał w palcach złotą papierośnicę. Ulica za oknami była dość ustronna; słychać tu było turkot oddalającego się powozu. Kranicki ścigał go słuchem, a gdy umilkł, przez chwilę pożałował namiętnie, że nie pojechał tam, gdzie śpiewają, żartują, jedzą, piją, w rzęsistem świetle, w fali śmiechu. Ale zaraz uczuł do tego wszystkiego wstręt niezmożony. Był tak smutny, zgnębiony, chory... Dlaczegóż oni, ci dwaj młodzi przyjaciele, dłużej tu nie pozostali? Przecież oddawał im nieraz przysługi najrozmaitsze, zawsze był poprostu na ich usługi i kochał ich, szczególnie Marysia, ce cher enfant... I innych wielu... Ileż razy pielęgnował w chorobach, pocieszał, wyręczał, bawił... Teraz, gdy on, jak