Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilka razy rękę z długą nicią i zamruczała znowu:
— Albo to świat? Grzech, nie świat! Wierci się to w grzechu, jak dyabeł w smole, a potem lamentuje, że smoła piecze! Oj, oj!
Cisza panowała w pokoju; tylko zegar, ten niezbędny lokator wszystkich mieszkań i towarzysz wszystkich ludzi, monotonnie tętnił na konsoli, pod zwierciadłem, pomiędzy porcelanowemi figurynkami. Klemensowa, szyjąc pilnie, mruczała dalej. Ciągła samotność i uzbierany w starej głowie zapas myśli, a w sercu trosk, dały jej przyzwyczajenie mówienia do samej siebie.
— A czy tak jeszcze będzie! Długów ma co niemiara! Przyjdzie mu jeszcze na barłogu, albo w szpitalu zamrzeć. Żeby to nieboszczka pani widziała! Awantura arabska! Chyba my ze Stefankiem wyciągniemy go z tej otchłani!
Przestała szyć, okulary podniosła na czoło, tak, że dwojgiem szklanych oczu świeciły nad siwemi brwiami i zamyśliła się głęboko. Poruszała czasem wargami, ale nie mruczała. Po tym ruchu warg i zmarszczek poznać można było, że układała plany jakieś, marzyła. Wtem z sypialni dał się słyszeć głos Kranickiego:
— Klemensowa! Klemensowa!