Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rające, zszywające, naprawiające... Były to małe, stare ręce, z szeroką dłonią i krótkimi palcami, które teraz pomagały Kranickiemu zdejmować futro. Przytem głos gderliwy, szorstki, z czułością na dnie prawił:
— Ot i znowu nie nocowałeś dziś w domu. Pewno tam z karteczkami, albo i madamkami jakiemi! Oj, obraza Boska! A teraz chory przychodzisz! Już ja widzę, że chory! Cała twarz w czerwonych plamach i na nogach ledwie utrzymać się możesz! Awantura arabska!
Kranicki głosem zbiedzonym odpowiedział:
— Niech mi matka da pokój! Jestem chory i najnieszczęśliwszy z ludzi. Już wszystko skończyło się dla mnie. Tout est bien fini pour moi. Proszę Klemensowej drzwi pilnować, aby nikt nie wszedł. Zanadto cierpię, abym mógł znieść natrętów. Je souffre trop.
Miał istotnie łzy w oczach i wygląd jego był opłakany. Nikt oprócz starej i jak pies wiernej sługi nie widział go w tej chwili, więc pozwolił, aby opadły z niego kajdany sztucznej młodości i elegancyi. Plecy miał przygarbione, policzki obwisłe, nad brwiami gęste zmarszczki i czerwone plamy. Tak zniknął za wpół zamkniętemi drzwiami sypialni, a Klemensowa wróciła do roboty, którą przerwało jego wejście. Pośrodku