Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wejdź, Iro! — ozwał się za drzwiami głos Malwiny.
Leżała na pościeli, jak falą połyskliwą, opłynięta jedwabną suknią. Irena weszła. Postawiła przy łóżku bulion i sucharki, potem cicho przesunąwszy się przez pokój, spuściła u okien story. Łagodny półzmrok napełnił pokój.
— Tak będzie lepiej. Kiedy głowa boli, światło jest niemiłe.
Zbliżyła się do łóżka.
— W tych bucikach mama za nic w świecie zasnąć nie będzie mogła, a bez kilku godzin snu migrena nie przejdzie.
Nim słów tych domówiła, już szczupłe jej ręce zamieniły na stopach matki obcisłe obuwie na miękkie i luźne. Pochyliła się i jednem dotknięciem palców rozpięła kilka haftek stanika, u piersi matki.
— Teraz będzie dobrze.
Stanęła ze spuszczonemi na suknię rękoma, trochę uśmiechnięta. Pomimo modnej sukni i fantastycznego upięcia włosów, było w niej teraz coś z siostry miłosierdzia, cierpliwej i ostrożnej.
— A teraz — zaczęła z uśmiechem — niech mama będzie małym żarłoczkiem: wypije bulionu i zje sucharek, a ja pójdę malować dalej swoje chryzantemy.