Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotknęła skroni i czoła matki. Malwina podniosła twarz, wyrazem przestrachu do głębi wstrząśniętą. Możnaby myśleć, że w tej chwili zlękła się widoku córki, ale Irena głosem zupełnie zwykłym, spokojnym, rzekła:
— Bezsenność zawsze mamie szkodzi. Znowu ta nieznośna migrena!
Malwina słabym głosem odpowiedziała:
— Tak, czuję się trochę chorą.
Wstała i usiłowała uśmiechnąć się do córki, ale pobladłe wargi jej drgnęły tylko i powieki od łez nabrzmiałe w dół opadły. Krokiem, któremu usiłowała nadać pewność i równość, szła ku drzwiom sypialni.
Irena postąpiła za nią kilka kroków.
— Mamo!
— Co, moje dziecko?
Usta Ireny kilka razy otworzyły się i zamknęły; zdawało się, że wyjdzie z nich jakiś wykrzyk, ale wyszły tylko słowa, przytłumionym głosem wymówione:
— Może przynieść trochę wina, albo bulionu?
Malwina przecząco wstrząsnęła głową i uczyniwszy kilka kroków, obejrzała się:
— Iro!
Przywoływana już przed nią stała, ale te-