Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Spać mi się chce. Dobrej nocy, mamusiu!
Krótki pocałunek złożyła na ręce matki.
— Czy zawołać Rozalii?
— Nie, nie! Powiedz jej, aby spać szła. Rozbiorę się i położę sama.
— Dobrej nocy!
Cicho po kobiercu stąpając, odeszła. Malwina wzrokiem ścigała ją do drzwi, a gdy tylko została samą, zarzuciła na głowę ramiona, twarz wzniosła w górę i głośnym szeptem kilka razy powtórzyła: «Boże! Boże!» Potem oparła łokcie na poręczy fotelu, twarz ukryła w dłoniach, szerokie rękawy ubrania opadły z jej ramion, jak zgniecione skrzydła. Tak, w nieruchomości zupełnej, zapadła w otchłań wspomnień, żalów, czy trwóg.
Noc upływała. W gabinecie zegar pomiędzy bzami wybił godzinę pierwszą po północy, potem drugą, a za każdym razem, z ciemności napełniającej salony, odpowiadał mu inny, głosem basowym i donośnym. Bzy i hyacynty pachnęły coraz silniej, chociaż w pokoju stawało się coraz zimniej. Mroźna noc zimowa wkradała się nawet do starannie ogrzanego mieszkania i napełniającą je ciemność przejmowała chłodem; po plecach Malwiny, nad poręczą fotelu pochylonych, przebiegać zaczęły dreszcze.