Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zotę i niepokój. Kłąb wężów przewalał się mu w piersiach i pełzł pod gardło. Był to ból, zmieszany z uczuciem nieznośnego niesmaku. Ale Darwid unikał wyrażeń górnobrzmiących i nie powiedziałby, ani pomyślał nigdy: ból, niesmak. To sposób mówienia poetów i próżniaków. On, człowiek żelaznej pracy, znał tylko słowa: zgryzota, niepokój, kłopot. Co on teraz uczyni z tą kobietą? Przepędzić ją jak zwierzątko, które przez właściciela swego w mleku i miodzie kąpane do krwi go ukąsiło? Niepodobna. Dzieci, zwłaszcza córki, interesy, stanowisko — dom... Skandale wszechstronnie są szkodliwe. Więc żyć z nią dalej pod jednym dachem, spotykać się z widokiem jej twarzy, jej oczu... tych oczu, które jednak dawniej, niegdyś, były dla niego... Tak, inaczej nie można. Trzeba będzie znosić to i tylko panować nad sobą, mocno panować aby do żadnych scen, wyrzutów, eksplikacyi, nie dopuścić. Naturalnie, żadnych scen, kłótni, tłómaczeń. Bo naprzód, na co się to przydać może? Daremny tylko wydatek energii, której mu tyle potrzeba! A potem, najlepszą karą dla tej kobiety będzie właśnie to niezłomne milczenie, które pomiędzy nią a sobą postawi, jak ścianę nieprzebytą. Ze słów, choćby jak miecze siękących, może jeszcze dobyć się jakiś dźwięk,