Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czytał list zapraszający z ustami wykrzywionemi od niesmaku. Nie był to ów sławny uśmiech, najeżony szpilkami, lecz wprost takie przykre skrzywienie warg, które towarzyszy przełykaniu rzeczy ze smakiem ckliwym, nudzącym. Wyobraził sobie towarzystwo, z którem niedawno spędził dni kilka na wyprawie myśliwskiej, które w dniu oznaczonym napełnić miało salony księcia i do znalezienia się pośród towarzystwa tego uczuł nietylko zupełny brak chęci, lecz nawet wstręt. Nie dlatego, aby względem ludzi tych miał nienawiść, lecz że byli mu doskonale obojętni. Zarzutów przeciw nim nie czynił żadnych, ale gdy o nich myślał, doświadczył znowu uczucia przestrzeni bezgranicznej i pustej, która go z nimi rozdzielała. Wyobraził sobie salony księcia, napełniające twarze, stroje, rozmowy, stoły karciane i wydało mu się, że wszystko to istnieje w ogromnej od niego odległości, po drugiej stronie przestrzeni nieprzejrzanej i pustej. Na jednej krawędzi tej przestrzeni on, na drugiej oni. Pomiędzy nim a nimi pusto, żadnej nici, chociażby tak cienkiej, jak pajęcza.
Pośrodku wysokiego pokoju, nad okrągłym stołem, lampa płonęła światłem wielkiem i spokojnem, na biurku w ciężkich świecznikach paliły się świece. W tem obfitem oświetleniu Dar-