Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma? Zaśmiał się. Dobre to było w czasie, gdy jeszcze nie zapoznał się zblizka z olbrzymami, którzy czają się niewidzialni po różnych kątach świata. Teraz ich zna i wie co mogą oni i co może on... Więc — po co? Jakto? A wartość jego, ta wartość, którą ludzie cenią tak wysoko, że prawie do stóp mu się ścielą? Czy tylko jemu do stóp się ścielą, albo jego złotemu wozowi? Czy gdyby wóz ten z pod stóp mu umknął, zachowałby nazwy: Cyda nowożytnego, tytana, nadczłowieka? Dziwna rzecz, jak wyraźnie widzi w tej chwili na tym fotelu siedzącego Maryana i jak dobitnie słyszy głos jego, mówiący: «Jakim był cel pracy twojej, ojcze? Cel? cel? To rozstrzyga wszystko. Co było celem? Przecież nie zbawianie świata!» Zaśmiał się znowu. Co tu długo rozmyślać! Celem było osiąganie zysków coraz nowych, bogactwa coraz większego, a ponieważ teraz pragnąć ich już przestał, więc — po co?
Jaki to jednak genialny chłopak ten Maryan! Pytaniami swemi w istotę jego sięgnął tak głęboko, że pozostały w niej i dalej prowadzą swą inkwizytorską pracę. Piękny i genialny chłopak! Książątko i prawie myśliciel. Cóż z tego? skoro... brak mu czegoś? Czego mu tak