Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znacznie mniej niż przedtem obchodzić go zaczęło. Dlaczego? Nie odpowiedział sobie na to pytanie, bo usłyszał za sobą szelest kroków i szept:
— Aloizy!
Obejrzał się. Była to Malwina, ogromnie zmieniona. Pod włosami z surową prostotą uczesanymi, czoło jej przerzynała ciemna pręga głębokiej zmarszczki, kąty bladych ust w dół zwisały, z tyłu głowy ciężki węzeł włosów, niedbale związany, opadał na stanik sukni czarnej, prawie zakonnej. Stała w zapadającym zmierzchu, o kilka kroków za nim. Wymówiła imię jego, lecz nic więcej mówić jeszcze nie mogła. Biała jej ręka, wsparta o mały stolik, drżała; głowę miała schyloną i wznosiła ku niemu oczy przygasłe, ze spojrzeniem ciężko zadumanem i nieśmiałem. Przez chwilę patrzali na siebie milcząc, poczem on zapytał:
— Czem służyć mogę?
Pytanie to brzmiało grzecznie i sucho. Ona, jeszcze po minucie wahania się, czy zbierania na siły, mówić zaczęła:
— Za kilka dni, ja i Irena odjechać stąd mamy. Niepodobna mi uczynić tego bez pomówienia z tobą, Aloizy. Oczekiwałam chwili sposobnej i zobaczywszy cię tu, przyszłam.