Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w krople, których kilka pociekło na policzki, drganiami skóry we wszystkich kierunkach wstrząsane.
Ale jednocześnie na usta mu wybiegł ten uśmiech, o którym mówiono, że był najeżony szpilkami.
— Cóż to? Egzaltacya!
Odkrył w sobie egzaltacyę. Przed kilku dniami, jeszcze nawet przed tą jedną nocą, byłby śmiał się z przypuszczenia, że ona w nim zaćmić może jasność wzroku i rozsądku. Pomyślał, że jednak człowiek bywa czasem sam dla siebie najdziwniejszą z niespodzianek. Pod wpływami rozmaitymi budzą się w nim kreacye natury, od których podejrzewania w sobie jest najdalszym. Odkrył teraz w sobie rzecz najniespodziewańszą: egzaltacyę. Przyzwyczajenia całego życia i to, co przez całe życie poczytywał za niezachwiane przekonania swoje, powstało w nim z głośnym nad samym sobą śmiechem. Czy jak poeta zacznie pisać treny po umarłem dziecku? albo jak mnich odda się rozmyślaniom o śmierci? Nędza! Już i dawniej słowo to nieraz przychodziło mu do głowy; w tej chwili tylko rozpiera się w niej szeroko. Pomimo to, on egzaltacyi pobić się nie da. Trzeba wyprostować się i trzeźwo na rzeczy patrzeć.