Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieczorem powróciłeś! To dobrze, bo goście przychodzili i zaraz znowu przyjdą!
— Goście? — zapytał Kranicki, i twarz mu nieco wypogodniała, ale na krótko, bo Klemensowa sarknęła:
— A jeden to szczególnie bardzo ważny! Ciesz się z honoru! Berek Szyldman! Mówił, że jak Bóg Bogiem za tydzień już graty ci sprzeda!
Widząc jednak, że Kranicki, po zdjęciu futra, przez salonik idzie nogi powłócząc i że mu czerwone pręgi nad brwiami występują, złagodniała i przemówiła weselej:
— No, a z tych dwóch, co oprócz tamtego jeszcze byli, to już ucieszysz się naprawdę. Eleganty wielkie i kompany twoje, choćby synami twymi mogli być...
— Któż to taki? kto? kto? mówże matka!
— Albo ja tam te arabskie nazwiska zapamiętać mogę? Ale bilety zostawili... poczekaj, zaraz przyniosę... w kuchni położyłam.
Skierowała się do kuchni, ale tuż za nią, na pięty jej prawie następując, szedł także Kranicki, ucieszony, niecierpliwy, i wyrwał jej prawie z ręki dwie karty wizytowe, na których wyczytał nazwiska: Maryan Darwid i baron Emil Blauendorf.
— Ach! — wykrzyknął — ces chers enfants!