Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadpływającym statkiem, rozstępować się przed nim zaczął. Nielada jaki musiał to być statek, bo po fali ludzkiej, jak przy zbliżeniu się do żywego organizmu iskry elektrycznej, rozbiegły się drgnienia. Rozstępujący się tłum zawirował, zaszeptał, ucichł; mnóstwo rąk podniosło się ku głowom i zawiesiło w powietrzu czapki lub kapelusze; mnóstwo twarzy obróciło się ku tej jednej, z oczyma w nią wlepionemi. Ruchy te miały w sobie wyraz nieśmiałej ciekawości, prawie pokory. Śmielsi występowali ze ścisku i z odkrytemi głowami, krokiem zbyt powolnym, lub zbyt pośpiesznym, lecz zawsze nie takim, jakim przechadzali się tu przedtem, podchodzili ku przybyłemu, o czemś do niego zagadując zapewne pytając, radząc się, może prosząc, bo wszystko to było w poruszeniach ich i na twarzach. Utworzyło się z tego coś nakształt orszaku wybrańców, który otoczył półboga, i pomiędzy dwiema ścianami gminu, po wspaniałych stopniach schodów, wspinał się razem z nim coraz wyżej, aż do wrót świątyni, w której wnętrzu razem zniknął. Wówczas głowy gminu okryły się znowu czapkami i kapeluszami, ale wiele oczu, nie mogąc już spoglądać na Faetona, zwróciło się ku jego tryumfalnemu wozowi i długo jeszcze tkwiło w rozżarzonym przez blask sło-