Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stosunki, gusta; z żywem też zadowoleniem zajechałby przed jedną z najlepszych restauracyi tego miasta, aby wśród ścian ładnie przybranych i gwaru wesołego zjeść wyborne śniadanie... Ale wszystkie te rzeczy, niegdyś tak powszednie, jak dzień dobry, były mu teraz tak dalekie i niedosięgnione, jak błękitne niebo!
W obcisłem futrze, tak przygarbiony, że plecy jego przybrały kształt pół obręczy, w cylindrze, z pod którego widać było czarne włosy i szlak zmarszczek nad czarnemi brwiami, patrzał na ulicę, ciągnącą się za sztachetami, i w palcach, obciągniętych duńską rękawiczką, z przyzwyczajenia okręcał złote cacko. Cylinder przelewał mu nad głową połyski atłasowe. W papierośnicy, obracającej się w palcach, słońce krzesało złote błyski...
Ulica za sztachetami mijała plac miejski dość rozległy, nad którym zdawały się panować dwa gmachy wysokie, z wielkim ruchem ludności przed ozdobnemi wejściami. Przez szerokie ich drzwi wchodziło i wychodziło mnóstwo ludzi, zajeżdżały przed nie powozy, na kilku prowadzących ku nim schodach stał, falował, zmniejszał się i znowu powiększał tłum postaci czarno ubranych, gwarny, gestykulujący, czemś namiętnie zajęty. Nie dziw! Były to naprzeciw