Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bonjour, Irène! — odpowiedział, uchylając kapelusza.
Za nim, niosąc ciężką tekę z papierami, szedł sekretarz; za nią postępował jakiś kupczyk, z jakiemś pudłem. Jakkolwiek bądź powitanie potrzebnem już nie było, Irena, stojąc u okrągłego stołu, odrazu mówić zaczęła.
— Przyszłam, mój ojcze, aby w imieniu mamy i swojem prosić cię o pół godziny rozmowy, ale dziś, zaraz, koniecznie.
Stanik jej, ciemny i obcisły, miał stojącą, bardzo wysoką krezę, która, jak wpół otwarta pochwa liścia pąk białego kwiatu, obejmowała jej twarz szczupłą, wydłużoną, bardzo bladą.
I cała zresztą, z tym pokoju bardzo wysokim, z wielkimi sprzętami, wydawała się mniejsza, niższą, niż gdzieindziej. Jednak słowa: »zaraz i koniecznie«, wymówiła z naciskiem tak stanowczym, że Darwid zatrzymał się pośrodku pokoju i utkwił w nią przenikliwe spojrzenie.
— W imieniu matki i swojem... przyszłaś — powtórzył: — cóż to za uroczystość i stanowczość mowy! Zapewne chcesz mi wyjaśnić przyczyny, dla których twoja matka i ty uznałyście za stosowne sprzeciwiać się mojej woli...
— Nie ojcze — odpowiedziała; mam zamiar owszem oznajmić ci, jaką jest wola mamy i moja...