Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych marynarzy wdrapanie się na z gruba ciosaną ścienicę znaczyło tyle, co splunięcie od niechcenia. Podjudzeni dwoistym zagrzewkiem gonitwy i likierów, odważnie przeskoczyli na tamtą stronę, poczem, ponawiając swój bieg pijany z dodatkiem krzyków i ryków, zaprzepaścili się wkrótce w onych zawiłych i wyziewnych otchłaniach.
Gdyby nie to, iż byli pijani aż do utraty najniezbędniejszych zmysłów, zgroza położenia sparaliżowała by im chwiejne kroki. Chłód i mgła trwały w powietrzu. Na wysokiej i tęgiej murawie, która im po kostki sięgała, bruk wyważony leżał w bezładzie piekielnym. Zwaliska domów zagradzały ulice. Najsmrodliwsze i najśmiertelniejsze wyziewy panoszyły się wszędy, — i dzięki owej bladej jaśni, która nawet o północy wysnuwa się zawsze z atmosfery oparnej i dżumnej, można było rozpoznać — poległe w alejach i zaułkach, lub gnijące w domostwach bez okien — ścierwo opryszków nocnych, których dłoń dżumy znieruchomiła w chwili spełniania ich czynności.
Wszakże takie oto obrazy, wrażenia i przeszkody nie były w mocy powściąg-