Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

można było spotkać przechodnia. Nieznajomy zbladł. Z ponurym wyrazem twarzy uczynił kilka kroków wzdłuż alei, ongi tak ludnej, potem z głębokiem westchnieniem skręcił ku rzece i, zaprzepaszczając się w labiryncie przejść ubocznych, stanął nakoniec przed jednym z głównych teatrów. Była to właśnie chwila, gdy teatr zamykano, i publiczność falami wypływała po przez drzwi. Postrzegłem, że starzec rozwarł usta, jakby ku westchnieniu, i zmieszał się z tłumem, lecz wydało mi się, iż głęboka trwoga w jego twarzy uciszyła się cokolwiek. Głowa znów mu opadła na piersi. Był to ten sam starzec, którego ujrzałem po raz pierwszy. Zauważyłem, iż posuwa się w kierunku większości tłumu, lecz koniec końcem nie mogłem zgoła zrozumieć jego uporczywych praktyk.
Podczas, gdy szedł, — tłum się przerzezdał. Wróciły doń — niepokój i dawna niepewność. Przez czas pewien trzymał się w pobliżu gromadki jakichś dziesięciu czy dwunastu krzykaczy. Powoli i kolejno liczba ich uszczupliła się i spadła do trzech osób, które pozostały razem w uliczce wąskiej, ciemnej i mało ludnej.