Strona:PL Dzwony (Michalina Domańska) 012.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i szybki jak jeleń, a jak orzeł śmiały i dumny. Królewiczem mu być, a nie chłopem!... myślała sobie o nim Serafina. I urzekł on ją, urzekł temi oczami siwemi, co patrzały z pod rzęs czarnych i tym pocałunkiem jak śmierć mocnym — palącym jak żar, a słodszym i milszym niż cały świat.. Ona mu niosła w darze swą ośmnastoletnią urodę leśnej jagody, palące czarne oczy, za które ją „cyganką” przezywano, sławę pierwszej we wsi prządki i tkaczki, skrzynię płótna i bezgranicznie rozmiłowane serce. I dobrze im było ze sobą — jak dobrze!... Chwilami zdaje się, że to sen — jakiś słodki, dobry sen... Nie znała z nim biedy, nie znała co to złe słowo... Pracowali oboje chętnie, mocno, z całych sił młodych i krzepkich; kochali się również mocno i szczerze, hodowali synka jak orzech jędrnego, a hałaśliwego jak dzwonek. I tak szło życie prosto a składnie — aż przyszły dni straszne, od gorączkowej zmory bardziej przeraźliwe... Pamiętała dźwięk dzwonów, gdy biły po raz ostatni. Zwoływały na nieszpór, gdyż było to święto Matki Boskiej Siewnej, dzień wrześniowy, łagodny, omglony, perłowo szary, przedziwnie cichy. Z przyczyny zdawałoby się niepojętej — na te zwykłe nieszpory ciągnęły tłumy. Szli miedzami polnemi ze wsi sąsiednich, traktem z miasteczka. Zapełnili kościół szczelnie i stali głowa przy głowie, szarzy i cisi jak zwykle. Lecz tę ciszę przebiegał jakiś prąd niepokoju: oczekiwano z wytężeniem czegoś, co się miało stać, a o czem tylko chodziły głuche, niejasne wieści.
Nieszpory odprawiały się zwykłym trybem. Organ huczał, organista śpiewał; ale głos miał jakiś drżący, urywał mu się chwilami; ksiądz od ołtarza