Strona:PL Dzwony (Michalina Domańska) 011.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rana, zapisane miała w pamięci każdą chwilę tych przeraźliwych dni...
Gdy tak przy okienku, wychodzącem na dziedziniec kościelny i starą dzwonnicę, schodziły jej dnie całe — przestrzeń ta zaludniała się dla niej marami. Przed jej oczami odżywało wszystko...
Widziała jak przez kościelny dziedziniec w jasny poranek Zielonych Świąt[1], sunął strojny jej orszak weselny. Maj śmiał się do świata tak czarownie i radośnie, jak nigdy już potem, dzwony rozkołysały, rozedrgały przestwór tryumfalną swą pieśnią, odurzająca woń tataraku i brzózek, któremi przystrojono świątecznie kościół i dziedziniec, biła do głowy rozkosznym czadem.
Ona szła na czele orszaku w pasiastych, przez siebie wytkanych, samodziałach, w koszuli cienkiej, ślicznie na ramionach zahaftowanej, pracowitem arcydziele długich dni zimowych, w gorseciku pąsowym jak mak. Na szyi miała niezliczone sznury świecących i wszystkiemi barwami tęczy grających paciorek, zakończonych pękami wstęg, na głowie wianek z czeremchy. Popłakiwała trochę, bo zwyczaj prastary każe płakać pannie młodej, lecz serce w niej tajało z radości. Bo przy niej szedł ten Józiek, za którym oczy gubiła, którego ukochała na śmierć i życie, do zapamiętania — choć ubogi był, na kilku dziesięcinach w kurnej starej chacie siedział i hardy, a nieustępliwy miał charakter. Lecz we wsi całej żaden chłopiec równać się z nim nie mógł: robota paliła mu się w ręku, krzepki był jak dąb młody, zwinny

  1. Dzień Zielonych Świątek jest uprzywilejowanym dniem ślubów na Białejrusi.