Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Z pewnością przeznaczyłaby je dla mnie, gdyby mnie choć raz jeden przed zgonem ujrzała. Lecz los chciał, że umarła, pozbawiona mego widoku! Nieszczęśliwa! Nawet w godzinę śmierci nie dano jej było ostatniem spojrzeniem ogarnąć od stóp do głów mojej postaci! Jestem pewien, iż widok takiego, jak ja, poety sprawiłby niezmierną ulgę konającej i dodałby jej otuchy do trwania w światach pozagrobowych! Cóż mam jednak czynić? Nieustannie rozmijam się z istotami płomiennemi, które mi są przeznaczone chyba poto, abym ich nigdy w porę nie oglądał. Życie jest pełne pomyłek niepowetowanych!«
»Niechże wuj kiedykolwiek ze mną razem w podróż wyruszy, aby się tam spotkać z jakąkolwiek istotą płomienną«.
»Nie teraz jeszcze, nie teraz! - odpowiedział wuj Tarabuk. - Zbyt wiele mam do roboty, zbyt wiele słów rymuje mi się w głowie. Nie mogę na podróże tracić czasu, który sam Bóg przenaczył[1] na pisanie wierszy. Prócz tego nie chcę opuszczać tysiąca moich niewolnic, które w czasie mej nieobecności zdążyłyby napewno oddać zapomnieniu wszystkie moje utwory, zaś obarczenie okrętu tysiącem dziewcząt byłoby zbyt uciążliwe«.
Wuj Tarabuk mówił jeszcze długo o wszystkiem, o czem tylko mógł mówić, lecz już go nie słuchałem. W ostatnich czasach stał się nadzwyczaj wielomówny i wielomówność jego nużyła mnie i niecierpliwiła. Mówiąc po prawdzie - unikałem towarzystwa wuja, chociaż kochałem go szczerze i głęboko. Po tylu przejściach i wstrząśnieniach, których mi dostarczyły moje podróże, wymagałem spokoju, ciszy i samotności. To też najczęściej wychodziłem z domu na samotne wycieczki po wybrzeżu morskiem, aby tam rozmyślać o płomiennej Serminie, którą straciłem bezpowrotnie.
Podczas jednej z takich wycieczek spotkałem jakiegoś młodzieńca, który zbliżył się do mnie i z uśmiechem zapytał, czy nie jestem przypadkowo Sindbadem-żeglarzem?
Odpowiedziałem twierdząco.
»Czy pozwolisz mi w takim razie uścisnąć twoją dłoń?« - spytał młodzieniec.
»I owszem!« - odrzekłem, podając mu obydwie dłonie.

»Sława twoja - mówił dalej młodzieniec - ogarnęła świat cały. Imię twoje rozbrzmiewa po wszystkich krajach. Oddawna marzyłem o tem,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przeznaczył.