Jak złodziej, pomykając jarami po jarach,
Powrócił do dom z worem wrzeszczącym na barach.
Wiedział, co przyniósł w worze — a i poco — wiedział!
Stał u progu zdyszany, — wór mu u nóg siedział.
Świerszcz w chałupie skowronił, jaskólił i brzęczał,
A on stał zadumany, a wór nagle klęczał.
— „Wróć mi wolę ruczajną, wróć stawne bezczasy!
„Więcej we mnie drga boga, niż dziewczęcej krasy.”
— „Darmo pragniesz się z wora prośbą wyszeleścić!
„Chcę boga, com go schwytał, raz w życiu popieścić!” —
— „Cóż ci po tej pieszczocie, co rozkosz przekracza?
„Cóż ci po tej rozkoszy, co w otchłań się stacza?”
— „Niech się rozkosz odmieni aż nie do poznania,
„Już ja nigdy swojego nie wściągnę kochania!”
I wyłonił ją z wora na żądz swych bezdroża:
— „Niemasz wokół nikogo, oprócz nas i łoża!”
— „Oddam ci wniebowzbitą mych piersi urodę,
„Warg mych odwilż różaną i ramion dogodę.
„Jeno ukryj w pieszczocie nagość swego ciała,
„Abym ludzkich upojeń ja — bóg — nie widziała!” —
Pociemku barwił łoże we kwiaty i liście,
W ciemnem łożu do niego polgnęła biodrzyście.