ŚWIDRYGA I MIDRYGA.
To nie konie tak cwałują i uszami strzygą,
Jeno tańczą dwaj opoje — Świdryga z Midrygą.
A nie stęka tak stodoła pod cepów bijakiem,
Jak ta łąka, żgana stopą srożej, niż kułakiem!
Zaskoczyła ich na słońcu Południca blada
I Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.
— „Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?” —
— „Moja będzie — rzekł Świdryga — ta pierś i ta szyja!” —
A Midryga pięścią przeczy: „Moja, lub niczyja!”
Ten ją porwał za dłoń jedną, a tamten za wtórą.
— „Musisz obu nam nastarczyć, skąpico-dziewczuro!”
A ona im prosto w usta dyszy bez oddechu,
A ona im prosto w oczy śmieje się bez śmiechu.
I rozdwaja się porównu, rozszczepia się żwawo
Na dwie dziewki, na siostrzane — na lewą i prawą.
— „Dosyć ciała dwoistego mamy tu na łące!
„Tańcz-że z nami południami, dopóki jarzące!