Jedne powolniej, drugie zasię chyżej,
O swem bogactwie wnosić mi kazały.[1] —
A w tem z jednego, co był najpiękniejszy,
Widziałem trysnął ogień taki błogi,
Że żaden większą nie świecił jasnością,
I trzykroć wkoło Beatriczy wionął
Z pieniem tak boskiem, że mi je powtórzyć
Nie jest dziś w stanie wyobraźnia moja.
Skacze więc pióro i o tem nie piszę;
Bo wyobraźnia, jak i mowa nasza,
Zbyt ostre barwy dla takich odcieni. —
— „Święta siostrzyco, która tak pobożne
Prośby szlesz ku nam, od tej pięknej sfery
Ty mnie odrywasz gorącem uczuciem.[2]“
Tak płomień święty, wstrzymawszy się potem,
Ku Pani mojej skierował swe tchnienie,
Które, jak rzekłem, przemówiło do niej.
A ona na to: „O jasności wieczna
Wielkiego męża; któremu Pan klucze
Zostawił od tej przedziwnej radości,
Co je sam nosił niegdyś tam na ziemi,
Chciej go wybadać jak ci się podoba,
W łatwych i trudnych punktach względem Wiary,
Z którąś po falach przechadzał się morza.[3]
Czy mocno kocha, spodziewa się, wierzy, —
Tajnem ci nie jest, bo masz wzrok utkwiony,
Gdzie się maluje obraz każdej rzeczy.
Ale że wiara dostarcza prawdziwa
Strona:PL Alighieri Boska komedja 766.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.