Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Po burzy 07.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postawę) Drogi panie! Już od roku szukałem chwili, w której mógłbym szczerze wyjawić panu zamiary, dla których w domu pana Dobrodzieja tak często bywam. I nieraz kiedy miałbym był sposobność wypowiedzenia tego, co czuję, myśl, że nie dałem się jeszcze poznać dostatecznie, że nie pozyskałem zupełnego zaufania, wstrzymywała mnie od tak ważnego kroku. Dziś jednak w tak pięknej chwili, w której pan sam oświadczyłeś...
Kanikuła. Cóż ja oświadczyłem?
Dyonizy. Że niczego mi nie odmówisz... (pada na kolana)
Kanikuła. Co pan robisz?
Dyonizy. Proszę o rękę córki pańskiej, panny Zofii!
Kanikuła. (n. s.) A niech go djabli wezmą — tom się złapał! (gł.) Ależ kochany panie! tak niespodziewanie.... tak nagle... (mięszając się) nie sądziłem zresztą, że tego rodzaju żądanie.... pan mnie pojmujesz?.... ojciec.... który jako ojciec....
Dyonizy. O! pojmuję! dla ojca który ma jedynaczkę, taka chwila uroczysta... jest przejmującą... lecz wierzaj mi pan, niechwalący się, ja też jako ojciec.... to jest chciałem powiedzieć jako... zięć, zdołam odpowiedzieć pańskim oczekiwaniom.
Kanikuła. (n. s.) A to mi zajechał! (j. w.) Otwarcie z przykrością wyznać muszę panu, iż jako ojciec decydować tu nie mogę, lecz głównie moja żona, moja córka i.. moje dwie siostry, które zrobiły zapisy dla mojej córki, pod warunkiem, jeżeli w wyborze pójdę za ich radą. Nie łakomię się na te zapisy, ale jak ojciec, moja żona jako....
Dyonizy. (n. s.) Więc będę musiał przejść przez alembik.... ciotek.
Kanikuła. (n. s.) A tom się zagalopował niepotrzebnie!...
Dyonizy. Z siostrami pana dobrodzieja dawna łączy mnie znajomość i liczę, że będą mi przychylne.
Kanikuła. Kochany panie! Uprzedzam, że z niemi nie łatwa sprawa; mam spis oddalonych konkurentów, prowadzony przez moje siostry, jest tam kilka znakomitości, dwóch lekarzy, jeden mecenas, jeden sędzia, kilku auskultantów...
Dyonizy. Dołożę wszelkich starań, ażeby ich sympatję zyskać, ale przedewszystkiem liczę na pana.
Kanikuła. Moje siostry dziś przyjeżdżają, staraj się dać im bliżej poznać.
Dyonizy. Z żoną i z córką pana Dobrodzieja mógłbym zaraz pomówić w tej sprawie.
Kanikuła. (n. s.) Hm! jak nagli! A niechże go! (gł) Józefie! Józefie! gdzie jest mój szlafrok?

SCENA II.
Ciż — Józef. (wchodzi ze szlafrokiem)

Józef. Proszę pana! (ubiera go) Czy podać herbatę?
Kanikuła. Później! — Deszcz pada?
Józef. Ustał.
Kanikuła. Wynieś parasol na ganek, żeby go wysuszyć i schowaj na wieczne czasy.
Józef. (zabiera parasol) Dobrze panie!
Dyonizy. Drogi panie! zechciej poprosić panie tutaj.
Kanikuła. Zaraz, zaraz, (n. s.) nieznośny! (do Józefa) Poproś moją żonę i córkę.