Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Po burzy 06.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wyjechać; nie wiele namyślając się, zamiast spicruta, biorę parasol, wyjeżdżam; szkapa ledwie się wlecze... nagle... zrywa się burza, grzmoty, błyskawice... otwieram to familijne straszydło (otwiera parasol) a tu panie łaskawy, jak go spostrzeże mój wysłużony artylerzysta.... staje panie dęba aż mnie ciarki przechodzą! (naśladuje w komiczny sposób konia spłoszonego, stającego dęba)
Dyonizy. (usuwając się przed nacierającym na niego Kanikułą) Taki artylerzysta... proszę!
Kanikuła. A no... wybrakowana szkapa kanonierska, na której jechałem, jak zacznie panie manewrować to przodem.... (naśladuje jak wyżej)
Dyonizy. To tyłem....
Kanikuła. Gromada trutniów, próżniaków, śmiejąc się, do koła mnie oblega i wykrzykuje: Hop! ha! hop! ha! Ja zaczynam czerwonym parasolem im grozić, koń jeszcze więcej szaleje, w tém.... w tak okropnej chwili zjawiasz się pan z szybkością....
Dyonizy. Meteora!
Kanikuła. (czule) O tak! meteora, błyskawicy, piorunu! zatrzymujesz moją szkapę, gromisz gamoniów i ocalasz mnie.... (z rozczuleniem) Tak! jestem drogiemu panu bardzo obowiązanym i niczego w tej chwili nie odmówiłbym.
Dyonizy. (n. s.) Pomyślna sposobność; spróbójmy, skorzystajmy z jego rozczulenia. (gł.) Szanowny Panie! Niechwalący się, starałem się panu, o ile moje skromne siły na to pozwalały, być użytecznym, nie wymawiając, broń Boże!... wyrządziłem panu nie jedną grzeczność z poświęceniem własnej osoby...
Kanikuła. (ściskając go) O tak! z poświęceniem, to prawda! Prowadząc konia przez całe miasto, zdjąłeś pan swoją pąsową krawatkę ażeby go nie spłoszyć. (czule) Pan dla mnie szedłeś bez krawatki w obec tylu kobiet! Bez krawatki!.... (ściska go)
Dyonizy. Robiłem to w pewnych zamiarach.... I tak....
Kanikuła. (przerywa mu uściskami i patrząc z rozczuleniem na niego mówi n. s.) Wiem już jak się wywdzięczyć; poślę mu ćwiartkę cielęciny i cztery butelki wina węgierskiego.
Dyonizy. Niechwalący się, wówczas kiedy pan byłeś jeszcze właścicielem korzennego sklepu, robiłem skuteczną reklamę pańskim hiszpańskim winom...
Kanikuła. (n. s.) Przymawia się do hiszpańskiego wina, które darmo spija.
Dyonizy. Niechwalący się, udowodniłem to całemu miastu, iż pan należysz do drugiej odrębnej rodziny Kanikułów, którzy są szlachcicami, herbu Doliwa.
Kanikuła. (n. s) Niemiły z tem wypominaniem.
Dyonizy. Nareszcie, starałem się notarjuszowi który, że tak powiem....
Kanikuła. No, bez ceremonji, mów pan! Emabluje moją żonę?....
Dyonizy. Otóż w imieniu pańskiem, dałem notarjuszowi do zrozumienia, ażeby zaprzestał tego nadskakiwania, ponieważ moja przyjaźń dla pana....
Kanikuła. (n. s.) Truchleję, z czem on w końcu wyjedzie?
Dyonizy. (przybierając uroczystą