Strona:Nowelle (Halévy) 39.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Gambetta chciał mu włożyć koronę na głowę; ale on, z pełną wdzięku skromnością, odrzekł: — Nie, nie, dosyć mi tego, żem Bonaparte; nie dbam o to, by zostać Napoleonem...
Pan Gambetta odpowiada: — Bardzo dobrze... władza przy mnie pozostanie...
Jakaż-to głupia rzecz... sny... i jak głupio pisać podobne rzeczy...
W ciągu dnia jeździłam na Jowiszu, ciągle budził we mnie podziw. On się nie pokazuje... pewna jestem, że przez delikatność. Po obiedzie znowu się zjawił pułkownik. Mama posłyszawszy o tem, zrobiła minkę, która miała znaczyć: — Jakto! znowu ten wojskowy! — Pułkownik oznajmił, że sprawa z Jowiszem załatwiona za tysiąc dziewięćset franków. Uważałam, że się potem brał na różne sposoby, żeby wyprowadzić papę na cygaro, do ogrodu. Mija kwadrans. Mama się niecierpliwi: — Co też tam ojciec może robić z tym pułkownikiem? Zakatarzy się, bo wyszedł z gołą głową. Zanieś mu kapelusz i namów, żeby wrócił do pokoju... — Dobrze mamo... wchodząc do ogrodu, słyszę słowa pułkownika: — „To perła; powiadam ci, że to perła”. Potem znów: Cicho!... ostrożnie!... Zaczynają mówić o czem innem. A! tego już za wiele. Czyby się oświadczył już o moją rękę hierarchicznie, za pośrednictwem swego pułkownika? Więc to się tak załatwiają podobne sprawy w kawaleryi? Jakośby to było za prędko... po jednem widzeniu, w ciągu którego mówiliśmy tylko o sianie, słomie i owsie!