mowę, wszedł do pokoju lokaj Gastona i podał mu na tacy bilet wizytowy.
Na bilecie tym wypisane było nazwisko nieznane wcale mężowi Blanki:
— Kto ci to oddał? — zapytał Gaston.
— Pan jakiś bardzo elegancki — odpowiedział służący, który prosi margrabiego o chwilkę rozmowy. Zdaje się że ma coś bardzo do zakomunikowania ważnego...
— Gdzie jest ten pan?
— W przedpokoju.
— Coś mu odpowiedział?
— Że nie wiem czy pan margrabia zechce go przyjąć... Czeka na odpowiedź.
— Dobrze... Poproś go do salonu, ja zaraz tam przyjdę.
Służący wyszedł, a Gaston spiesznie zmienił ranne ubranie i udał się do nieznajomego.
Był nim dwudziesto-sześcio albo dwudziesto-siedmio — letni młodzieniec, bardzo ładny i dystyngowany.
Ubrany nadzwyczaj starannie chociaż skromnie, zdawał się być bardzo nieśmiałym i bardzo zakłopotanym.
Kiedy kłaniał się wchodzącemu