Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No8 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ciociu! biegnąca za nią wołała Herma, my tu poczekamy, przyjdź nam powiedz co się stało.. A! gdybym też mogła podsłuchać jak go Kapitanowa przyjmie.
Lola nie mówiła nic; siadły dwie przyjaciołki na cichą rozmowę. Ciocia wybiegła... Kamerdyner za nią drzwi zamknął i poważnie się wytoczył.
W oczekiwaniu końca tej osobliwszej przygody przyjaciołki siedziały w salonie, upłynął kwandrans, upłynęło pół godziny, Cioci z powrotem nie było. Herma zadzwoniła... Kamerdyner się stawił.
— Cóż się stało z Kapitanową? zapytały obie.
— Nic nie wiem, rzekł Zambrzyski.. nie mogłem iść za nią! Słyszałem tylko głos jej zrazu bardzo żywy, potem coraz umiarkowańszy, weszła z podróżnym do gościnnego pokoju w oficynie, kazawszy dać światło... i o ile mogłem dostrzedz przez okna Kapitanowa płacze i ściska przybyłego. Musi to być w istocie jakiś synowiec.
— Jakże wygląda? biednie? zapytała Herma.
— Dosyć przystojny i raźny mężczyzna... odparł Zambrzyski, ale koło niego ubogo.
Lolę to zaniepokoiło.
— Idź, panie Zambrzyski, odezwała się i powiedz pocichu Kapitanowej, że ją proszę jeśli to jej krewny, aby go za mojego gościa uważała; a panu polecam aby miał wszelkie wygody...
Kamerdyner wyszedł a w kilka minut dał się słyszeć łatwy do rozpoznania chód pani Nieczujskiej, która otworzyła drzwi i weszła cała spłakana.
Obie przyjaciołki pośpieszyły naprzeciw niej, Kapitanowa padła na krzesło i milczała długo.
— Któż to jest? co to jest? poczęła Lola.
— A! moja dobrodziejko, najmocniej cię przepraszam, odezwała się Nieczujska, daruj mi ten kłopot w domu, któż się tego mógł spodziewać! Jest to w istocie synowiec mój, ma na to dowody. Wychowany przez krewnych swej matki w Prusach, biedny chłopak o którego istnieniu nawet nie wiedziałam. Gdzieś dopytał, że żyję i przyszło mu do głowy mnie odwiedzić. Ja tu sama na łasce i będę wizyty przyjmować!
— Ale co też ciocia mówi, oburzyła się Lola, podbiegając ku niej: jej gość jest moim gościem. Proszę mi krzywdy nie czynić ceremoniami, za które gniewać się będę.
I uściskała ją serdecznie.
— Ciocia mi da słowo, że go nie puści ztąd, póki sam nie zechce jechać. Niech sobie spocznie... niech się nim Ciocia nacieszy.
Kapitanowa porwała się z krzesła i poczęła Lolę ściskać z rozrzewnieniem i gwałtownością sobie właściwą.
— Poczciwe z ciebie dziecko! Bóg ci zapłać! zawołała. Ja ani on nie będziemy ci zawadzali. Pojedzie prędko.. to chłopak pracowity i ma zajęcie, ale to nie do waszego towarzystwa człowiek... ja sobie z nim jutrzejszy dzień w oficynie przebędę i niech rusza. Dzięki Bogu, choć wygląda bardzo sobie po prostu, ma słyszę zakład swój własny garbarski, w którymś miasteczku w Wielkiejpolsce i dobrze mu się wiedzie. Uniwersytet skończył, widać nie głupi, ale wygląda jak hoży parobek! Mój Boże! mój Boże na co to my zeszli! dokończyła ciocia Nieczujska.
— Ja na to nie pozwolę, aby się Ciocia z nim chowała, przecież krewni jesteśmy, przyjąć go potrzeba jak należy... To moja rzecz, odezwała się Lola.
Jeszcze raz uściskawszy Baronównę Ciocia wybiegła do oficyny, niespokojna Lolą powtórzyła rozkazy Kamerdynerowi i koniec końcem wszystko we dworze w krótce ucichło, a ciocia Nieczujska nie rychło wróciła do swego pokoju.