Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No8 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swemu lekarzowi, genjalność i naukę nadzwyczajną. Tego wieczora mógł trochę posiedzieć i jadł trochę więcej niż zwykle z apetytem, jakiego dawno nie miał.
Tryumf Pęklewskiego był ogromny, ale on sam nie bardzo go sobie jakoś wytłomaczyć umiał. Jego podobno dziwiło to nie mniej jak wszystkich.
Następnego dnia nadeszła odpowiedź z Gromów. Baronówna oświadczała, że się zastosuje do woli opiekuna i terminu oznaczać sama nie chce. Trochę to zniecierpliwiło chorego, kazał przywołać Romana, po kazał mu list i rzekł do niego.
— Jedźże sam, umów się z nią, poproś aby nie odkładała. Jest mi wprawdzie cokolwiek lepiej, ale na to wiele rachować nie można Pod tym pozorem zobaczysz ją dłużej, boć trzeba się zacząć poznawać...
Roman posłuszny jak zawsze, odebrawszy rozkaz, skłonił się, zawołał François, rozrachował godziny, aby przed wieczorem stanąć i natychmiast się wybrał. Na wyjezdnem hr. Filip powtórzył mu jeszcze raz:
— Przywieźże mi termin stanowczy.
— Ale jakże stryj by sobie życzył?
— Jutro nie podobna, za tydzień może się zbierzemy, za dwa kto wie czy nie byłoby zapóźno... Zobaczysz co ci powie. Nie chcę jej w tem zadawać gwałtu.
Z tem Roman wyruszył do Gromów i tym razem na drodze nie spotkawszy nikogo, przybył przed samą wieczerzą. Zameldowano go pani, poszedł się ubrać i znowu we fraku z cylindrem pod pachą, ze szkiełkiem na sznurku zjawił się w salonie, w którym zastał oprócz Hermy i gospodyni, wcale niespodziewanego gościa, na którego widok niezmiernie się zmięszał. Były to odwiedziny drugie pana Bończy, który już tym razem został na wieczerzy. Po przywitaniach, Bończa nadzwyczaj serdecznie, czule, prawie protekcionalnie począł przyjmować hr. Romana, który do reszty zesztywniał.
— Nie wiedziałem że i tu znajomy... rzekł sucho.
— Przyjechałem od męża pani Grzegorskiej po list...
— A! a! odparł Roman i siadł nieco na uboczu.
Bończa trochę także fantazyi stracił. Lola mogła ich teraz obu porównać wygodnie, bec a bec siedzieli przy sobie: porównywała ich też okiem znawcy Herma, znajdując że Roman był dystyngowańszy a Bończa zabawniejszy. Zadawała sobie pytanie, któregoby na męża wybrała i musiała przyznać, że wszystko mówiło za Romanem. Ten kwalifikował się pod pantofel najdoskonalej, gdy przygniecenie Bończy, nader zdawało się wątpliwem.
Jakie uwagi czyniła Lola, nikt z niej odgadnąć nie potrafił, tak doskonale odgrywała obojętność.
Na pierwszym wstępie zapytała o zdrowie opiekuna, hr. Roman odpowiedział iż miał się nadspodziewanie dobrze i że przysłał go o tem ją zawiadomić.
Na tem chwilowo przerwała się rozmowa.
— Znam hr. Filipa, odezwał się Bończa, to człowiek żelazny, jestem pewny że i teraz zupełnie wyzdrowieje. Zapadał już nieraz ciężko, zawsze chorobę zwyciężył energją i wolą życia.
Jakkolwiek pierwszy raz nie powiodło się Bończy w Gromach i powracać już pono nie miał zamiaru, rozmyślił się potem, przyjechał i potrafił najrozmaitszych używając do tego środków wciągnąć Baronównę w dosyć żywą rozmowę. Był to już teraz całkiem swój i obracał się swobodnie. Zdziwiło to nieco Romana, nie bardzo mu się nawet podobało, ale przełknąć musiał, nic niepokazując po sobie.
Bończa wyczerpawszy z tą wizytą powody bywania, myślał tylko jakby sobie wstęp zapewnić. Gdy ciocia Nieczujska przyszła do salonu, manewrował tak,