Strona:Król Lir (William Shakespeare) 086.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Nie wydałoby dzieci tak odmiennych. —
Czy się z nią potem widziałeś, rycerzu?
Rycerz. Nie.
Kent.Czy to było przed odjazdem króla?
Rycerz. Później.
Kent.To dobrze. Biedny Lir jest w mieście.
Chwilami sobie przypomina kolej
Zaszłych wypadków i na żaden sposób
Nie chce się widzieć z córką.
Rycerz.Czemu, panie?
Kent. Tak mu wstyd. Twardość, z jaką jej odmówił
Błogosławieństwa, puścił ją na hazard
W obczyznę, wyzuł ją z praw przynależnych,
Na korzyść tamtych dwóch pogańskich córek;
Wszystko to gryzie mu serce tak srodze,
Tak go zawstydza, że nie śmie nieborak
Spojrzeć Kordelii w oczy.
Rycerz.Biedny człowiek!
Kent. Wiesz co, rycerzu, o obrotach książąt?
Rycerz. Wieść się potwierdza, że są w marszu.
Kent.Dobrze.
Powiodęć teraz, rycerzu, do króla
I pozostawię, abyś nad nim czuwał.
Ważne powody każą mi się jeszcze
W skrytość obwijać; gdy mię Waćpan poznasz
W właściwem świetle, nie będziesz żałował
Dotychczasowej naszej znajomości,
Chciej mi tymczasem towarzyszyć.
(Wychodzą).


SCENA IV.
Tamże. Pole.
(Wchodzi Kordelia, Lekarz. Orszak, rotmistrze i żołnierze).


Kordelia. To on, niestety! spotkano go właśnie
Szalejącego jak wzburzone morze,
Śpiewającego i uwieńczonego
Chabrem, kąkolem, łopianem i innem
Bezużytecznem zielskiem, które rośnie
W żywiących zbożach. — Weźcie ze stu ludzi,
Przepatrzcie pilnie każdy mórg tych łanów