Strona:Król Lir (William Shakespeare) 025.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Edmund. Taki to śmieszny zwyczaj tego świata, że kiedy chorujemy na niepomyślność (częstokroć skutkiem własnych nadużyć), obwiniamy o to słońce, księżyc i gwiazdy, jak gdybyśmy byli hultajami z musu, głupcami ze zrządzenia niebios, łotrami, złodziejami i oszustami z nadprzyrodzonego impulsu, pijakami, łgarzami i cudzołożnikami z koniecznej zależności od planetarnego wpływu, — słowem, złymi, na wszelkie kopyto, z poduszczenia bogów. Co za przedziwny wykręt ze strony rozpustnika, składać swą małpią naturę na karb gwiazd. Mój ojciec porozumiał się z moją matką pod ogonem smoczym, a urodzeniu mojemu świeciła Ursa major; zatem poszło, że jestem krewki i do sprosności skłonny. Ba i bardzo! byłbym ci był, jaki jestem, chocby najwstydliwsza z gwiazd firmamentu była mię na świat inaugurowała.
(Wchodzi Edgar).
Otóż i on, jak rozwiązanie w starej komedyi. Przybiorę postać melancholika, a wzdychać będę, jak bedlamski żebrak. — O, te zaćmienia! one są zwiastunami tych niezgód! Fa, sol, la mi!
Edgar. Cóż to, bracie Edmundzie? W jakichżeś głębokich pogrążony dumaniach!
Edmund. Rozmyślam, bracie, nad przepowiednią, którą świeżo w tych dniach czytałem, jakie będą skutki tych zaćmień.
Edgar. Czy ty się takiemi rzeczami zajmujesz?
Edmund. Uprzedzam cię, że następstwa, o których tam pisze, będą bardzo niefortunne, jako to: przeciwny naturze stosunek pomiędzy rodzicami a dziećmi; pomór, drożyzna, rozerwanie dawnych przyjaźni; rozdział w państwie; zamachy przeciw królowi i szlachcie; bezzasadna nieufność, wygnanie przyjaciół, rozprzężenie w wojsku, starganie małżeńskich związków i nie wiem jeszcze co.
Edgar. Od jak dawna zostałeś astrologicznym adeptem?
Edmund. Dawno się z ojcem widziałeś?
Edgar. Wczoraj wieczorem.
Edmund. Czyś z nim mówił?
Edgar. Nieinaczej, dwie godziny blizko.
Edmund. Czyście się dobrze rozstali? Nie dostrzegłżeś w nim nieukontentowania, bądź w słowach, bądź w obejściu?