Strona:Dym (Maria Konopnicka) 07.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdał także. Aż się ściany trzęsły od gwizdania tego.
A matka rozpościerała tymczasem na stole piękną, żółtą serwetę, w niebieskie jelenie wyrabianą, i stawiała głęboką fajansową wazkę krupniku, barszczu z rurą, albo grochówki z wędzonką, albo też zacierek, jak tam wypadło. Obok wazki występywał na stół chleb w dużym bochnie, główna tego posiłku podstawa.
Znikał on też prawie w połowie, ledwo się chłopak przysunął do niego. Kawał za kawałem krajał, w miseczce z solą maczał, a precz dogadywał:
— Dobry chleb, mamo!
— Dobry, synku — odpowiadała za każdym razem wdowa. — Jedz z Bogiem, jedz! Na chwałę Panu Jezusowi i Matce Jego Przenajświętszej...
Chłopak nie dawał się prosić, a razem z chlebem znikała i zawartość misy.
— Dobry barszcz, mamo — mówił wtedy.
Matka już od kilku chwil jadła coraz wolniej. Mieszała łyżką w talerzu, dmuchała w niego. Ale barszczu nie ubywało jakoś. Kiedy więc chłopak wymiótł, co miał przed sobą, i wąsiki runiejące[1] wierzchem ręki otarł, pytała skwapliwie:
— A możebyś, synku, jeszcze... Mnie dziś coś nie bardzo jakoś...

Chciała mu dać poznać, że jej nie smakuje,

  1. ruń — młoda zieleń świeżo wyrosłego zboża; tu — młody zarost twarzy.