Strona:Dramaty małżeńskie by X de Montépin from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No253 p3 col2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hrabia de Rechegudeprzestąpił próg i drzwi się za nim zamknęły.
Walentyna była sama, stała przy żardinierce, i oglądała kwiaty.
Machinalnie postąpiła parę kroków ku nieznajomemu, ale w chwili, gdy miała mu zadać pytanie, podniosła oczy, poznała Lionela i wylękła a drżąca cofnęła się, szepcząc:
— Pan?... to pan!... O! Boże!
— Czy przestraszyłem panią? — bąknął Lionel, drżąc tak samo jak i młoda kobieta.
— Co pan tu robi? — zapytała Walentyna. — Po co pan tu przyszedł?...
— Jestem, bo panią kocham, a po co przychodzę, wiesz pani dobrze... Wysłuchaj mnie pani...
— Nie... nie chcę... nie mogę! przerwała pani Vogel. — Nie chcę pana słuchać i proszę bardzo, błagam... uwolnij mnie...
— Czy się pani czego obawia z mej strony?... powiedział Lionel. — Rozumiałbym tę dziwną trwogę, gdyby wierzyła pani jeszcze w oszczerstwo i uważała mnie za nędznika... ale dzisiaj, gdy wiesz już prawie o wszystkiem, podobne przyjęcie jest niesprawiedliwością, okrucieństwem... Czemże sobie na to zasłużyłem?...
— Spojrzyj pan na mnie — odpowiedziała Walentyna, starając się całą siłą woli panować nad gwałtownem wzruszeniem. — Czarny mój strój objaśni pana dokładnie... Świeża, wczorajsza prawie żałoba, nakazuje mi odosobnienie zupełne...