Dwaj lokaje przenieśli nieszczęśliwego zemdlonego do jego pokoju.
Pani de Simeuse nie mogła dość nacałować się Carmeny.
Cyganka oddawała te pieszczoty z prawdziwem upojeniem.
Dwie siostry miłosierdzia znikły.
Prawie zaraz po skończeniu sceny opisanej w rozdziale poprzednim, baron de Kerjean obdarzony za dużym na to taktem, ażeby przeszkadzać mógł pieszczotom księcia i księżnej z córką, opuścił pałac.
Ale zaraz nazajutrz rano zjawił się w nim znowu i kazał się zameldować panu de Simeuse.
Naturalnie nie dano mu czekać, przyjęto zaraz z otwartemi rękoma.
— Mości książe, odezwał się Kerjean głosem wzruszonym, przychodzę do pana, aby spełnić obowiązek uczciwego człowieka... Przychodzę powtórzyć panu, że jakakolwiek jest zasługa mojego poświęcenia spełnionego tej nocy, odmówiłbym przyjęcia zań nagrody, gdyby nagroda ta miała sprowadzić łzy na oczy panny de Simense... Mam pańską obietnicę, ale nie mam obietnicy panny Janiny... jej zatem pozostawiam prawo zupełnego ziszczenia tej obietnicy...