Strona:A...B...C... (Eliza Orzeszkowa) 042.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W dole, pod podłogą, rozległo się znów głośne stuknięcie, i zawrzał bezładny hałas. Czy tam pijak jaki upadł i głową uderzył się o róg ławy? Może człowiek na człowieka podniósł pięść tak silną, że go obalił na ziemię, okrytą śmieciem i zalaną trunkiem? Może to takim stukiem i krzykiem zawrzała tam bezrozumna, bezecna zabawa?
Nad zuchwałym hałasem szynku, w kuchence, oświetlonej małą lampą i napełnionej zapachem czeremchy, blada dziewczyna, z twarzą zmęczoną i zapłakanemi oczami, trzymała na kolanach bose, pucate, śmiejące się dziecko. Z za spłowiałej sukienki czerwona rączka dziecinna wyjęła znów mały, zbrudzony, zgnieciony elementarzyk, a srebrny głosik zadzwonił długim, figlarnym śmiechem.
Z przyległego pokoju ozwało się przeciągłe syknięcie:
— C-i-i-i-cho!
— C-i-i-i-cho! — schylona nad dzieckiem, powtórzyła Joanna.
Maleństwo stłumiło srebrną dźwięczność swego głosu i, krótkim paluszkiem o każdą z liter uderzając, cicho, szeptem prawie, czytało:
— A... b... c...