Psyche (Tetmajer)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Psyche
Pochodzenie Poezye III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1900
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Psyche.

Psyche tajemna, smętna, zamyślona,
Wyciąga ku mnie dziewicze ramiona
I twarz nademną pochyliwszy białą,
Duchowi memu każe rzucać ciało
I z własnych żądz mych i pragnień pogrzebu,
Z mogiły szałów mych i namiętności,
Ku mistycznemu podnosi mię niebu,
Jakbym już duchem odstawał od kości.

Młodości mojej purpury i łuny
W dym się zmieniają i w ciemne całuny...
Niejedno myśli wybujałe kwiecie
Wiatr po rozłogach i topielach miecie...
Niejedna chęć ma, ach! niejedna prysła,
Jak bańka szklanna, gdy na głaz upadnie;
Niejedna gwiazda nademną rozbłysła,
W głuchych odmętach leży zgasła na dnie...

Ileż wiar moich i obłędów ile
We wspomnień żywej spoczywa mogile...

Wielkie kościoły, kędym klękał wprzódy,
Kłamstw okazały się pełne i złudy...
Pustynia ruin wokoło się piętrzy,
Strzaskanych kolumn leżą całe zwały —
Posągi bogów o twarzy najświętszej,
Strącone z podstaw, w proch poupadały.

Jak czynią ludzie wielką trwogą zdjęci,
Zło myśli chciałem pogrześć w niepamięci,
Lecz ono było, jako wąż pod liśćmi —
I nie wiedziałem w końcu, dokąd iść mi,
W jakiej się ukryć niedostępnej twierdzy
Pod własnej myśli pościgiem zażartym?
Gdzie obmyć ducha ze śniedzi i ze rdzy,
By Blask odświetlał i był Blasku wartym?

W bezdni upadku, w porywów bezkresie,
Byłem jak okręt, który burza niesie:
Jedna pod chmury wyrzuca go fala,
Druga w przepastną toń odmętów zwala...
Czegom nie odczuł?!... Każdy atom duszy
Przez piekło swoje szedł, boleścią siny —
I czułem w końcu, że się duch już kruszy
I że nic nie mam dla życia — prócz śliny...

Aż niewzywana i niespodziewanie
Biała i czysta Psyche przy mnie stanie

I takie światy mi nowe ujawni,
Jakich śnić nawet nie zdołałbym dawniej;
Światy, gdzie wchodzić tylko ci są zdolni,
Co poświęcili swoje zmysły Myśli,
Których duch z ciała się więzów uwolni,
Choć jeszcze odeń są śmiercią zawiśli.

Jeśli przez moich namiętności zgliszcze,
Zbrudzoną duszę przelśnię i oczyszczę;
Jeśli człowieka w duchu moim zgniotę
I ducha zmienię w wszechwładną istotę:
Królestwa swego mistyczne wrzeciądze
Naoścież wówczas otworzy mi Psyche,
I wejdę w jasność, jak dziś w mroku błądzę,
I ze skał grzmiących wejdę w łąki ciche.

W owej tajemnej, głębokiej wyżynie
Duch mój się w duchu wszechświata rozpłynie,
A razem w siebie jego bezmiar wchłonie,
Jak jedną tworzą toń dwie zlane tonie.
W ów świat podniósłszy się raz i wstąpiwszy,
Wzgardę czuć będę, kędy dziś się trwożę,
I mrąc dla siebie, sobie będę żywszy,
I gasząc płomień, będę patrzył w zorzę.

I mieć tam będę tryumf wyzwolenia
Ducha z pęt żądzy, co go opierścienia;

Tryumf najwyższy, kiedy mi poddanem
Będzie, co wprzódy było moim panem;
Gdy ludzkie szały, jak sokół w kapturze,
Nie będą śmiały zrywać się do lotu,
I wszystkie zmysłów i umysłu burze,
Jak dym rozwiany, znikną bez powrotu.

I blizkim będę wyczuć i zrozumień,
Jakim się biegiem toczy życia strumień;
W jakie niebiosa z bagien i topielisk,
Dźwiga się bytu olbrzymi obelisk?
I wiem, że wówczas będę mógł w wszechświecie
Znaleźć harmonię pełną i porządek,
I ze spokojem patrzeć, jak się plecie
Nić na wrzecionie czas mierzących Prządek.

Bo po nad wszystkie i nowe i stare,
Znajdę tam głębszą: rezygnacyi wiarę;
Wiarę poddania się najwyższej Woli,
Co się nad wszystkie inne aureoli,
Skąd wszystkie inne biorą swój początek
I moc pozorną, naprawdę bezwładną;
Gdzie wrócić muszą, podobne do łątek,
Co z wody wyszły i w wodę upadną.

Jeszcze czas nie jest, lecz mi Psyche biała
Na oczach duszy wiecznie będzie stała

I owa w dali, jak fata morgana,
Kraina ducha przez nią pokazana,
Już zapomnienia mgłą się nie powlecze
I zapalone mam gwiazdy przewodnie:
Zwyciężyć w duchu, co w nim jest człowiecze,
I patrzeć śmierci w twarz wprost i pogodnie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.