Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Janina i Julian oglądali ów podarek królewski, gdy weszli markizostwo. Ona była upudrowana, miła z obowiązku, a zmanierowana, by się wydać przystępną. On, mężczyzna rosły o włosach białych, zjeżonych, gestami, głosem, całem zachowaniem przejawiał wyniosłość, majiącą mówić o jego wielkości.
Byli to ludzie pełni etykiety, których umysł, uczucie i mowa zdawały się stale wspinać na szczudła.
Mówili sami, nie słuchając odpowiedzi, uśmiechali się z wyrazem obojętności, zdawali się spełniać obowiązek, nałożony im przez ich stanowisko, przyjmując uprzejmie drobną szlachtę okoliczną.
Janina i Julian sparaliżowani, starali się podobać, nie wiedząc, czy mają jeszcze zostać, nie umiejąc się cofnąć: lecz markiza sama zakończyła wizytę, w sposób naturalny, prosty, w pewnym punkcie przerywając rozmowę, niby uprzejma królowa, żegnająca swych gości.
Wracając do domu, Julian rzekł:
— Jeśli sobie życzysz, to możemy już zakończyć nasze wizyty; mnie bo wystarczają Fourvillowie. A Janina była tego samego zdania.
Grudzień wlókł się powoli, ten miesiąc czarny, dziura posępna w pośrodku roku. Rozpoczęło się znów życie wśród zamkniętych ścian domu, jak zimy ubiegłej. Janina się jednak nie nudziła,