Zeznanie Wiesławy Chełmińskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w Szpitalu św. Łazarza w Warszawie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Zeznanie Wiesławy Chełmińskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w Szpitalu św. Łazarza w Warszawie • Wiesława Chełmińska
Zeznanie Wiesławy Chełmińskiej o zbrodniach popełnionych przez Niemców w Szpitalu św. Łazarza w Warszawie
Wiesława Chełmińska

Protokół przesłuchania świadka

Warszawa, 6 V 1946 r., Sędzia Okręgowy Śledczy II Rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka.

Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi Sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk., po czym świadek zeznał, co następuje:

Imię i nazwisko: Wiesława Bronisława Chełmińska,
Stan cywilny: panna,
Imiona rodziców: Antoni i Modesta z domu Bartold,
Data urodzenia: 7 XI 1930 r.,
Zajęcie: bez zajęcia,
Wykształcenie: 5 oddziałów szkoły powszechnej,
Miejsce zamieszkania: ul. Ogrodowa 67 m.6 w Warszawie,
Wyznanie: rzymskokatolickie,
Karalność: nie karana.

Siostra moja Hanna Chełmińska została ranna w pierwszy dzień powstania 1944 roku i przebywała w szpitalu Św. Łazarza w pawilonie położonym przy ulicy Leszno.

W dniu 5 sierpnia 1944 roku w południe razem z matką Modestą Chełmińską udałam się do szpitala Św. Łazarza, by odwiedzić siostrę. Zastałyśmy siostrę w piwnicy. Zaznaczam, iż szpital znajdował się pod obstrzałem niemieckim i prawie wszyscy ranni i chorzy znajdowali się w piwnicy. Na piętrach pozostali najciężej ranni, których nie miał kto znieść do piwnicy. Ile osób w tym czasie było w szpitalu Św. Łazarza, tego nie wiem. Oprócz chorych, rannych i personelu szpitalnego było w szpitalu jeszcze dużo osób spośród ludności cywilnej, która przyszła bądź odwiedzić swoich chorych, bądź też chroniła się przed działaniami wojennymi. Będąc obcą na terenie szpitala, nie znam nazwiska nikogo z personelu i chorych. Gdy przybyłam do szpitala, widziałam, iż byli tam również powstańcy, którzy przychodzili do szpitala na opatrunki, odpocząć, zjeść, poza tym opiekowali się swymi rannymi. Nie widziałam, by jakaś akcja z terenu szpitala była prowadzona przeciwko Niemcom. Przebywałam przy siostrze leżącej w kuchni szpitalnej, w piwnicy domu przylegającego do ulicy Leszno. Było tam około czterdziestu rannych w sąsiedniej piwnicy, do której z kuchni nie było przejścia, było znacznie więcej rannych i chorych. Nie widziałam, czy i kiedy powstańcy opuścili czy przeszli poza szpital. Około godziny 19 ludzie powiedzieli mi, iż żołnierze niemieccy już są na terenie szpitala. Niedługo potem wpadło do kuchni kilku esesmanów uzbrojonych w granaty wiankiem opasujące szyję. Wydali rozkaz, by wszyscy mogący chodzić wyszli. Usłuchaliśmy rozkazu. Pozostali ciężko chorzy, w tej liczbie i moja siostra – razem do dziesięciu osób, ile osób wyszło, nie umiem określić. Na podwórzu esesmani kazali nam stanąć pod murem tego budynku, z którego wyszliśmy. Stała tam już grupa wyprowadzona z sąsiedniej piwnicy, licząc na oko mogło być ponad pięćset osób. Personel lekarsko-sanitarny został odprowadzony. Pozostała ludność cywilna i ranni. Posłyszałam strzały dochodzące z piwnic i zobaczyłam, iż esesmani przez okna strzelają do leżących w piwnicy rannych. Po pewnym czasie zaprzestano strzelać, a esesmani zaczęli wołać do piwnicy po kilka osób z naszej grupy, a zaraz potem, jak wchodziły, słyszałam strzały. Gdy w grupie pozostało około trzydziestu osób, zawołano do piwnicy mnie i matkę. Do piwnicy wchodziło się od przeciwnej strony do ulicy Karolkowej. Wchodziło się do piwnicy na korytarz, wzdłuż którego po obu stronach znajdowało się po pięć oddzielonych ścianami oddziałów piwnicy. Zaraz za drzwiami po wejściu zobaczyłam na ziemi krew, a w oddziale piwnicy naprzeciwko wejścia stos trupów wysokości 1 metra. Paliło się światło elektryczne. Na korytarzu stała grupa esesmanów, a przy wejściu do każdego oddziału stał esesman z bronią gotową do strzału (z rozpylaczem). Kazano mi wejść do oddziału, gdzie leżał stos trupów wysokości jednego metra i kałuże krwi. Mnie i matce kazano wejść na zwłoki. Matka weszła pierwsza i widziałam, jak esesman strzelił jej w tył głowy i jak upadła. Weszłam za nią i upadłam nie czekając, aż żołnierz do mnie strzeli. Strzelił jednak raniąc mnie w prawe ramię. Po mnie musiało wchodzić około dwudziestu osób na stos, zanim je rozstrzelano. Na mnie upadło kilka zwłok, tylko głowę miałam nie przykrytą. W piwnicy znajdował się ścienny zegar, który wybijał godziny, dzięki temu wiem, iż była godzina pierwsza w nocy, gdy esesmani odeszli. Nie wiem, kiedy Niemcy wzniecili pożar. Około godziny drugiej poczułam, iż moje buciki podbite gumą zaczynają się tlić. Wydostałam się spod trupów i przeszłam do następnego oddziału piwnicy, gdzie leżało wewnątrz przy drzwiach około piętnastu zwłok. Schroniłam się pod stołem w obawie przed nadejściem żołnierzy niemieckich. Było bardzo gorąco, dusił zapach spalenizny, a materace okrywające okna zaczęły się tlić. Po pewnym czasie spostrzegłam, iż jakaś kobieta kręci się pomiędzy zwłokami. Stojący na podwórzu koło piwnicy żołnierz niemiecki zastrzelił ją. Dołączyła się do mnie chora na zapalenie płuc Maria Rykiel (zamieszkała przed powstaniem na ulicy Konarskiego 8, obecnego adresu nie znam). Poza nią nie widziałam, by ktoś z rozstrzelanych dawał znaki życia. Rano razem z Ryklową wyszłyśmy z piwnicy, ponieważ na podwórzu nie było Niemców. Widząc, iż pożar nie objął kuchni, weszłam tam i zobaczyłam zwłoki mej siostry i innych ciężko rannych. Zwłoki miały ślady postrzałów. Przesiedziałyśmy w tej części piwnicy do wieczora. Noc z 6 na 7 sierpnia spędziłyśmy w bramie szpitala, wychodzącej na ulicę Leszno. W dzień nie było już Niemców na terenie szpitala. W ciągu nocy raz tylko wszedł do szpitala żołnierz niemiecki. Rano 7 sierpnia znów zeszłyśmy do kuchni, gdzie pożar przeniósł się około południa, przeszłyśmy wtedy do sali parterowej szpitala. Jednakże i tu linoleum poczęło się tlić i trzeba było odejść. Zeszłyśmy wtedy do piwnicy już wypalonej, gdzie odbyła się egzekucja. Przeszłam wtedy wszystkie dziesięć oddziałów piwnicy i stwierdziłam, iż w każdym z nich tliły się szczątki ludzkie. Liczby zwłok nie można było ustalić. Dopiero w dniu 8 sierpnia, słysząc polskie słowa na podwórzu szpitala, dołączyłyśmy się do grupy ludności cywilnej, wysiedlonej z ulicy Ogrodowej. Ludzie ci chcieli się ukryć, by uniknąć wysłania na roboty do Niemiec. Jednakże odkryli nas żołnierze niemieccy, podprowadzili pod szpital im. Karola i Marii, gdzie kazali nam się położyć, mówiąc, iż za chwilę zostaniemy rozstrzelani.

Okazało się, iż Niemcy chcieli nas tylko nastraszyć, kazali nam powstać, po czym odprowadzili na Dworzec Zachodni, skąd w transporcie przewieziono nas do obozu przejściowego w Pruszkowie. Tu nastąpiła segregacja, mnie i Ryklową przeznaczono na roboty w Niemczech i w ciągu 15 minut z transportem załadowano do pociągu. Wywieziono mnie do Wrocławia. Wróciłam do Warszawy 15 kwietnia 1945 roku i zaraz po powrocie udałam się do szpitala Św. Łazarza. Na rogu ulicy Wolskiej i Karolkowej znalazłam mogiłę, gdzie pochowano szczątki zebrane z terenu szpitala. Na tym protokół zakończono i odczytano.

(–) Wiesława Chełmińska

Członek Okręgowej Komisji
p.o. Sędzia (–) Halina Wereńko



Ten tekst nie jest objęty majątkowymi prawami autorskimi lub prawa te wygasły. Jest zatem w domenie publicznej. Więcej informacji na stronie dyskusji.